niedziela, 29 czerwca 2014

Cz. 21 - Sama wiesz, że coś jest nie tak.



Nie łatwo było jej przeleżeć jeszcze tych kilka minut w oczekiwaniu na to, aż kroplówka się skończy, ale jakoś doczekała końca. W sumie nie miała innego wyjścia, bo Leon nie odstąpił jej na krok przez ten czas. Niby przeglądał jakieś dokumenty i był zajęty swoimi sprawami, ale i tak dobrze wiedziała, że nie robiłby tego akurat teraz gdyby ona tu nie leżała. Nic jednak nie mówiła, bo to i tak nic by nie dało, a tylko bardziej by się zdenerwowała i to na nich obu. Zarówno na Maksa, jak i na ojca. A tak naprawdę to przecież całym sprawcą tej sytuacji jest Sylwia. Przecież to ona narobiła hałasu i ściągnęła przed szpital Maksa. To na nią powinna być zła. A ona tymczasem całą swoją złość przelała właśnie na Kellera. Dlatego też nie wsiadła nawet do jego samochodu, tylko od razu i bez zbędnych słów skierowała się do auta ojca. Panowie wymienili się jedynie znaczącymi spojrzeniami, po czym wsiedli każdy do swojego samochodu komentując to jedynie lekkim uśmiechem kilka minut później zatrzymując się przed domem Jasińskiego.
Podążali za nią niczym cienie. Nie odzywając się weszli do domu zaraz za nią i tak samo za nią podążając od razu w stronę kuchni.
- Ala…
- Ty się do mnie w ogóle nie odzywaj. – przerwała mu od razu, gdy tylko usłyszała jego głos, na co od razu zamilkł nie chcąc jej denerwować ani się z nią kłócić.
- Nie złość się na niego, bo dobrze zrobił.
- Bardzo dobrze. Po prostu lepiej zrobić nie mógł.
- Jesteś na niego zła o to, że się o Ciebie troszczy. Czego wy baby chcecie?
- Tato.
- Jutro zrobisz wszystkie badania. I osobiście tego dopilnuję.
- … - uśmiechnęła się tylko pod nosem nie mając już argumentów na ten ich upór – Dlaczego się tak upieracie?
- A to jest niepotrzebne pytanie.
- Jest potrzebne, bo ja nie widzę powodu do niepokoju.
- Ty nie musisz. Wystarczy, że dziesięć innych osób dookoła Ciebie widzi. Maks przypilnuj jej, a ja wyskoczę do sklepu. Zjemy razem kolację.
- Nie mam ochoty na kolację z wami.
- Ciebie nikt o zdanie nie pyta. – uciął temat po chwili zamykając za sobą drzwi od domu.
Siedzieli we dwójkę przy stole w kuchni w ogóle się nie odzywając. Pochłonęły ją jakieś myśli. Tak samo zresztą jak i jego. Ocknęli się niemal w tym samym momencie, kiedy czajnik dał im znać, że woda się zagotowała.
- Ja zrobię. – zatrzymał ją chwytając za rękę, kiedy chciała wstać i zrobić herbatę
- A mogę iść wziąć prysznic, czy dla bezpieczeństwa zechcesz pójść ze mną?
- Ala proszę Cię. Bądźmy poważni. Sama wiesz, że coś jest nie tak.
- Tak żebyś wiedział, że jest. Kilka miesięcy temu Twój ojciec próbował mnie zgwałcić, a Ty nic wtedy z tym nie zrobiłeś. Nic, co by mi pomogło. I co gorsze to ciągle wraca, bo Twój ociec najwyraźniej nie zamierza dać nam spokoju. W dodatku w dalszym Ciągu nie wiem, co działo się z Tobą przez te wszystkie miesiące w Somalii, bo nie chcesz się tym ze mną podzielić.
- Nie chcę, żebyś przeżywała to razem ze mną.
- To nie dziw się, że mój organizm jakoś na to wszystko reaguje.
- Ala ja to rozumiem, ale może jest też jakiś inny powód.
- A to za mało, tak?
- Nie o to chodzi. Po prostu… nie przeszło Ci przez myśl, że może…
- Przeszło, ale w tym momencie jest to niemożliwe – przerwała mu domyślając się, do czego zmierza, a o co trochę boi się zapytać
- Dlaczego nie?
- Maks, przy tym stresie, który teraz mamy. Od kilku miesięcy nie ma spokoju. Prawdopodobieństwo, że udałoby mi się zajść w ciąże jest praktycznie zerowe. Lekarzowi chyba nie muszę tego tłumaczyć?
- I jesteś tego pewna? Nie chcesz nawet sprawdzić?
- Nie muszę. Ale jak się coś w tej kwestii zmieni to Ci powiem. – chciała go upewnić w tym, że jest pewna swoich słów i, że w najbliższym czasie żaden mały Keller się na świecie nie pojawi. Chociaż były momenty, kiedy sama o tym myślała to jednak trzymała się wersji, że na razie nic takiego się nie wydarzy. Jego zdanie jednak było dla niej nie bez znaczenia. – Chciałbyś?- spytała nagle po dłuższym namyśle ciekawa jego zdania na ten temat
- … - spojrzał na nią nie bardzo wiedząc, w jaki sposób powiedzieć jej to, co tak naprawdę myśli. Chciał żeby go dobrze zrozumiała, dlatego najważniejsze jest żeby dobrze zaczął – Chciałbym. Chcę, ale nie w taki sposób.
- To znaczy, w jaki?
- Chcę żebyśmy ułożyli sobie życie normalnie. Bez pośpiechu. Dziecka oczywiście nie da się zaplanować, ale jeśli chodzi o ten konkretny moment, który mamy teraz, to dziecko chyba nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie rozwiąże za nas naszych problemów.
- Cieszę się, że to mówisz.
- Ale żeby było jasne. Chcę mieć z Tobą dziecko i mimo wszystko cieszyłbym się, gdyby okazało się, że jesteś w ciąży.
- Nie jestem. – zapewniła po raz kolejny pozbywając się całej złości na niego. Szybko jej przeszło, ale przy takiej rozmowie musiała to zrobić. Inaczej taka szczera rozmowa nie byłaby możliwa.
- Ok. Przyjąłem do wiadomości.
- … - uśmiechnęła się dobrze wiedząc, że to nie zmieni jego zachowania względem niej i że ciągle będzie miał ją na uwadze i będzie pilnował, aby przypadkiem coś jej się nie stało. A i Leon na pewno zmusi ją do tego żeby bardziej się oszczędzała. W końcu, jako ordynator ma odpowiednie narzędzie w ręku. Bez jego zgody nie stanie przy stole operacyjnym. Na tę jednak chwilę mogła jedynie uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję, że prędzej, czy później ta ich nadopiekuńczość się skończy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz