Nie łatwo było jej przeleżeć jeszcze tych kilka minut w oczekiwaniu na to, aż kroplówka się skończy,
ale jakoś doczekała końca. W sumie nie miała innego wyjścia, bo Leon nie
odstąpił jej na krok przez ten czas. Niby przeglądał jakieś dokumenty i był
zajęty swoimi sprawami, ale i tak dobrze wiedziała, że nie robiłby tego akurat
teraz gdyby ona tu nie leżała. Nic jednak nie mówiła, bo to i tak nic by nie
dało, a tylko bardziej by się zdenerwowała i to na nich obu. Zarówno na Maksa,
jak i na ojca. A tak naprawdę to przecież całym sprawcą tej sytuacji jest
Sylwia. Przecież to ona narobiła hałasu i ściągnęła przed szpital Maksa. To na
nią powinna być zła. A ona tymczasem całą swoją złość przelała właśnie na
Kellera. Dlatego też nie wsiadła nawet do jego samochodu, tylko od razu i bez
zbędnych słów skierowała się do auta ojca. Panowie wymienili się jedynie
znaczącymi spojrzeniami, po czym wsiedli każdy do swojego samochodu komentując
to jedynie lekkim uśmiechem kilka minut później zatrzymując się przed domem
Jasińskiego.
Podążali za nią
niczym cienie. Nie odzywając się weszli do domu zaraz za nią i tak samo za nią podążając
od razu w stronę kuchni.
- Ala…
- Ty się do mnie w
ogóle nie odzywaj. – przerwała mu od razu, gdy tylko usłyszała jego głos, na co
od razu zamilkł nie chcąc jej denerwować ani się z nią kłócić.
- Nie złość się na
niego, bo dobrze zrobił.
- Bardzo dobrze. Po
prostu lepiej zrobić nie mógł.
- Jesteś na niego zła
o to, że się o Ciebie troszczy. Czego wy baby chcecie?
- Tato.
- Jutro zrobisz
wszystkie badania. I osobiście tego dopilnuję.
- … - uśmiechnęła się
tylko pod nosem nie mając już argumentów na ten ich upór – Dlaczego się tak
upieracie?
- A to jest
niepotrzebne pytanie.
- Jest potrzebne, bo
ja nie widzę powodu do niepokoju.
- Ty nie musisz.
Wystarczy, że dziesięć innych osób dookoła Ciebie widzi. Maks przypilnuj jej, a
ja wyskoczę do sklepu. Zjemy razem kolację.
- Nie mam ochoty na
kolację z wami.
- Ciebie nikt o
zdanie nie pyta. – uciął temat po chwili zamykając za sobą drzwi od domu.
Siedzieli we dwójkę przy
stole w kuchni w ogóle się nie odzywając. Pochłonęły ją jakieś myśli. Tak samo
zresztą jak i jego. Ocknęli się niemal w tym samym momencie, kiedy czajnik dał
im znać, że woda się zagotowała.
- Ja zrobię. –
zatrzymał ją chwytając za rękę, kiedy chciała wstać i zrobić herbatę
- A mogę iść wziąć
prysznic, czy dla bezpieczeństwa zechcesz pójść ze mną?
- Ala proszę Cię. Bądźmy
poważni. Sama wiesz, że coś jest nie tak.
- Tak żebyś wiedział,
że jest. Kilka miesięcy temu Twój ojciec próbował mnie zgwałcić, a Ty nic wtedy
z tym nie zrobiłeś. Nic, co by mi pomogło. I co gorsze to ciągle wraca, bo Twój
ociec najwyraźniej nie zamierza dać nam spokoju. W dodatku w dalszym Ciągu nie
wiem, co działo się z Tobą przez te wszystkie miesiące w Somalii, bo nie chcesz
się tym ze mną podzielić.
- Nie chcę, żebyś
przeżywała to razem ze mną.
- To nie dziw się, że
mój organizm jakoś na to wszystko reaguje.
- Ala ja to rozumiem,
ale może jest też jakiś inny powód.
- A to za mało, tak?
- Nie o to chodzi. Po
prostu… nie przeszło Ci przez myśl, że może…
- Przeszło, ale w tym
momencie jest to niemożliwe – przerwała mu domyślając się, do czego zmierza, a
o co trochę boi się zapytać
- Dlaczego nie?
- Maks, przy tym
stresie, który teraz mamy. Od kilku miesięcy nie ma spokoju.
Prawdopodobieństwo, że udałoby mi się zajść w ciąże jest praktycznie zerowe. Lekarzowi
chyba nie muszę tego tłumaczyć?
- I jesteś tego
pewna? Nie chcesz nawet sprawdzić?
- Nie muszę. Ale jak
się coś w tej kwestii zmieni to Ci powiem. – chciała go upewnić w tym, że jest
pewna swoich słów i, że w najbliższym czasie żaden mały Keller się na świecie nie
pojawi. Chociaż były momenty, kiedy sama o tym myślała to jednak trzymała się wersji,
że na razie nic takiego się nie wydarzy. Jego zdanie jednak było dla niej nie
bez znaczenia. – Chciałbyś?- spytała nagle po dłuższym namyśle ciekawa jego
zdania na ten temat
- … - spojrzał na nią
nie bardzo wiedząc, w jaki sposób powiedzieć jej to, co tak naprawdę myśli.
Chciał żeby go dobrze zrozumiała, dlatego najważniejsze jest żeby dobrze zaczął
– Chciałbym. Chcę, ale nie w taki sposób.
- To znaczy, w jaki?
- Chcę żebyśmy
ułożyli sobie życie normalnie. Bez pośpiechu. Dziecka oczywiście nie da się zaplanować,
ale jeśli chodzi o ten konkretny moment, który mamy teraz, to dziecko chyba nie
byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie rozwiąże za nas naszych problemów.
- Cieszę się, że to
mówisz.
- Ale żeby było
jasne. Chcę mieć z Tobą dziecko i mimo wszystko cieszyłbym się, gdyby okazało się,
że jesteś w ciąży.
- Nie jestem. –
zapewniła po raz kolejny pozbywając się całej złości na niego. Szybko jej przeszło,
ale przy takiej rozmowie musiała to zrobić. Inaczej taka szczera rozmowa nie
byłaby możliwa.
- Ok. Przyjąłem do
wiadomości.
- … - uśmiechnęła się
dobrze wiedząc, że to nie zmieni jego zachowania względem niej i że ciągle
będzie miał ją na uwadze i będzie pilnował, aby przypadkiem coś jej się nie stało.
A i Leon na pewno zmusi ją do tego żeby bardziej się oszczędzała. W końcu, jako
ordynator ma odpowiednie narzędzie w ręku. Bez jego zgody nie stanie przy stole
operacyjnym. Na tę jednak chwilę mogła jedynie uzbroić się w cierpliwość i mieć
nadzieję, że prędzej, czy później ta ich nadopiekuńczość się skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz