Od powrotu Maksa do Torunia minęło nieco ponad miesiąc. Wrócił do Torunia, do pracy, do przyjaciół, ale przede wszystkim do Alicji. Chciała żeby wrócił i tak się też stało. Znowu miała go przy sobie. Tyle czasu zastanawiała się jak sobie radzi w Somalii. Później, gdy dowiedziała się o porwaniu zaczęła myśleć o tym, czy kiedykolwiek jeszcze go zobaczy. Na szczęście jest z nią znowu w Toruniu i to cały i zdrowy. Zdawał sobie sprawę z tego, że w dużym stopniu to dzięki Alicji wrócił do domu. I nie tylko on, bo przecież przyczyniła się do uratowania tak samo jego, jak i Igora i Olgi.
Oboje
nie mieli żadnych wątpliwości, co do tego, że czują do siebie dokładnie
to samo, co przed wyjazdem Maksa. Może i nawet to uczucie stało się
silniejsze, przez te przeżycia, na które byli narażeni.
Maks
odkąd dowiedział się od matki prawdy o ojcu nie miał zamiaru
kontaktować się z nim w żaden sposób. Przynajmniej na razie. Mimo tego,
że Alicja zapewniała go o tym, że nie ma nic przeciwko. Sama nie chciała
żadnych spotkać z Kellerem. Starała się nawet unikać rozmów o nim, ale w
końcu ten mężczyzna jest ojcem jej Maksa. Ojcem i przez wiele lat był
dla niego pewnego rodzaju autorytetem. Raz nawet wiedząc, że zależy na
tym Krystynie próbowała nakłonić Maksa do spotkania z ojcem i rozmowy z
nim, ale ten był uparty i nie chciał nawet o tym słyszeć. Nie potrafił
zrozumieć matki, gdy postanowiła dać Gustawowi jeszcze jedną szansę, ale
pod warunkiem, że zacznie się leczyć. Na razie jednak mieszkała u
Maksa, a z mężem widywała się niemal codziennie. Takie rozwiązanie
wydawało jej się na razie najodpowiedniejsze. Po za tym, Maks tak bardzo
ją prosił, aby została u niego jeszcze jakiś czas i dobrze przemyślała
sobie, to, czy rzeczywiście po tylu przykrościach, jakie zadał jej
Gustaw nadal chce z nim być. Zgodziła się nie tylko ze względu na
relacje z mężem. Znała Maksa bardzo dobrze i udało jej się zaobserwować
zmianę w jego zachowaniu. Na tyle duża, że zaczynało ją to niepokoić.
Nawet Alicja to zauważyła. Od czasu powrotu z Somalii nie był już tym
samym Maksem, którego poznała po przyjeździe do Torunia. Zauważyła w nim
dużą zmianę i wcale się nie dziwiła, w końcu mimo tego, że nie
wiedziała, co przeszedł w Somalii nie trudno było się domyślić, że
musiało odbić się to na jego psychice. Był bardziej zdystansowany, gdy
byli w większym gronie nie śmiał się już tak jak dawniej. Nie mieszkali
razem, ale nie było jej to potrzebne, by zauważyć, że coś się z nim
dzieje. Miała jednak nadzieję, że w miarę upływu czasu Maks wróci
całkowicie do siebie.
Wspólnie
doszli do wniosku, że na razie będą mieszkać osobno. W końcu jakby nie
patrzeć sporo się między nimi wydarzyło. Ala mieszkała u Sylwii od czasu
do czasu nocując u ojca, a Maks każdą noc spędzał u siebie w domu z
matką. Spędzali ze sobą tyle czasu ile tylko mogli. Zależało na tym
zwłaszcza Alicji. Wiedziała, że po powrocie nie jest mu łatwo. Zwłaszcza
w szpitalu. Niby nikt nic nie mówił, ale każdy tak naprawdę bardzo mu
współczuł, co z czasem stało się dla niego męczące. Na szczęście
Elżbieta wykazała się dużą wyrozumiałością i bez żadnych pytań pozwoliła
wrócić Maksowi do pracy, na czym mu szczególnie zależało.
Opowiedziała
mu wszystko to, co działo się podczas jego nieobecności. Nie pominęła
też Bartka i tych kilku spotkań z nim, ale nie potrafiła powiedzieć mu,
że spędziła z nim noc. A, co wydawało jej się jeszcze gorsze, nie
powiedziała mu, że nie zrobiła tego ze złości na niego, a dlatego że
właśnie tego chciała. W jakiś sposób Bartek jej się podobał. Na początku
nie wypytywał jej o szczegóły związane z żużlowcem, ale domyśliła się,
że nie musi niczego więcej wiedzieć. Sam doszedł do tego, że
prawdopodobnie wydarzyło się między nimi coś więcej niż tylko spotkania,
aż w końcu któregoś dnia całkiem przypadkiem spotkali Bartka na
mieście. Nie zaprzeczyła, gdy Maks z delikatnym uśmiechem na twarzy
stwierdził, że się z nim przespała. Tak po prostu trzymając się za ręce
minęli go na rynku, a ich spojrzenia w swoją stronę i sposób, w jaki
wypowiedzieli do siebie ciche „cześć” w zupełności wystarczyło, aby Maks
spuentował to krótkim „ przespałaś się z nim”. Była w szoku, ale nie
potrafiła ani zaprzeczyć, ani się przyznać. Zresztą dobrze wiedziała, że
i tak nie musi.
On
natomiast ani razu nie wspomniał o Oldze. Raz tylko go o nią zapytała,
ale nie drążyła tematu widząc, że nie chce o tym rozmawiać, bo jej
obecność jest mocno związana z Somalią. Nie pytała, bo nie chciała
rozgrzebywać tego tematu i emocji z tym związanych. Domyślała się, że
lekarka nie jest dla Maksa kimś obcym, w końcu byli tam razem. Razem
ratowali ludziom życie, a potem razem o mały włos sami go nie stracili.
Na pewno byli dla siebie dużym wsparciem. Znała Maksa i wiedziała, że
potrafi być bardzo opiekuńczy. Łączyły ich wspólne przeżycia, o których
prawdopodobnie Maks nigdy nie zapomni, przez co Olga zawsze będzie w
jego pamięci. Nie katowała jednak ani siebie, ani jego tym tematem.
Właśnie
miała zacząć kolejny dyżur. Znowu mija się z Maksem. Ostatnio tak mają
sporządzony grafik, że rzadko, kiedy są na tej samej zmianie. Co prawda
mogła poprosić ojca o to, by wziął pod uwagę ją i Maksa i rozpisywał
inaczej dyżury, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę z tego, że to w
dużej mierze przez nią. W końcu, gdyby nie ona Daniel nie wyjechałby do
Huston, a szpital nie straciłby lekarza.
- Cześć tato. – przywitała się lekkim uśmiechem z ojcem natykając się na niego zaraz po wyjściu z windy
- Dzień dobry.
- Co tak oficjalnie?
- Spóźniłaś się. – wypomniał jej wskazując na zegarek
- Ja? – spytała udając zaskoczenie. – Niemożliwe.
- Masz rację, to ja jestem za wcześnie.
- No właśnie. Widziałeś się już z Maksem?
- Nie jeszcze nie.
- Nie odzywał się do mnie przez cały dyżur. Nie wiem, czy wszystko w porządku.
- A dlaczego miałoby nie być?
- Tak tylko mówię.
- Nie bój się, nie wyszedł jeszcze. Operuje. Nagły wypadek. Wyrostek.
- To się na pewno ucieszył.
- Nie odzywał się do Ciebie, bo nie miał czasu się dzisiaj w nocy nudzić.
- Już zdążyli Cię poinformować.
- Córciu, nie zapominaj, kim ja tu jestem.
-
Nie zapominam Panie ordynatorze. – uśmiechnęła się szeroko do ojca
zatrzymując się z nim przed drzwiami do szatni – Mogę iść się przebrać.
- Czas na Ciebie.
- Tato. To tylko kilka minut.
- Powiedź to swoim pacjentom.
- Wiedziałam, że będziesz wcześniej.
- Ala. – pogroził jej palcem zatrzymując ją jeszcze przed zamknięciem drzwi – To już drugi raz, jak Cię przyłapałem.
- Wiem, wiem.
- No, to pośpiesz się, bo będziemy na Ciebie czekać.
- Zaraz będę.
Rzeczywiście
musiała przyznać ojcu rację. To już drugi raz jak się spóźniła i to w
zasadzie bez powodu. Po prostu się nie wyrabia, czemu sama się dziwiła,
bo wychodzi z domu o tej samej porze, co zawsze. Ale wiedziała, że Leon
ma rację. Nie może sobie pozwolić na spóźnienia nawet o te kilka minut.
Przebrała się szybko i dołączyła do odprawy. Znowu musiała przez chwile
się wsłuchiwać, aby zorientować się, o czym mówią koledzy. Byli wszyscy z
chirurgii zresztą jak zawsze. Lubiła te ich rozmowy. W końcu im
wszystkim zależało na pacjentach, ale Leonowi chyba najbardziej. Zawsze z
uwagą słuchał uwag swoich podopiecznych i chciał jak najwięcej
dowiedzieć się o tym, co dzieje się na jego oddziale.
Usiadła cicho, ale i to na niezbyt wiele się to zdało, bo wszyscy zauważyli jej pojawienie się.
- O Ala, to czekamy jeszcze tylko na Maksa.
-
Maks nie zda na razie dyżuru. Jest jeszcze na operacyjnej. Zresztą
czeka go zastępstwo. – zakomunikował wszystkim nie robiąc z tego
większej sensacji. W końcu w ich zawodzie dwudziesto-cztero godzinny
dyżur to nic nowego. Jedynie Ala spojrzała na niego pytającym wzrokiem,
licząc na jakieś większe wyjaśnienie, ale niczego takiego się nie
doczekała. Dlatego zaraz po naradzie wykorzystała moment, że wszyscy
wyszli i zatrzymała jeszcze ojca na krótką chwilę.
- Myślisz, że to jest dobry pomysł?
- Z czym?
- Żeby Maks został na dyżurze.
- Do 14. Zresztą nie mam innego wyjścia. Będzie musiał zostać.
- Ale…
- Ala, o co chodzi? – zapytał konkretnie prześwietlając córkę swoim spojrzeniem
- Co jest? Macie takie grobowe miny, że aż nie wiedziałam, czy podchodzić.
- Cześć. – przywitała się z siostrą krótko i bez wgłębiania się w szczegóły
- Co z wami? Coś się stało?
-
Nic się nie stało. Wracajcie do pracy. – nakazał stanowczo, do czego
obie już przywykły. W pracy nie miały żadnej taryfy ulgowej
-
Co tu jest grane? – dopytywała w dalszym ciągu Beata, gdy tylko miała
pewność, że Leon jest już w wystarczającej odległości by ich nie
usłyszeć
- Rozpisał Maksowi dyżur na dzisiaj.
- Widziałam, ale to jeszcze nie tragedia. Nie po raz pierwszy.
- Widziałaś się z nim?
- Właśnie wyszliśmy z sali operacyjnej.
- Zupełnie zapomniałam, że mieliście razem dyżur.
-
Może wpadniesz do domu na kolację, co? Posiedzimy, pogadamy. Mam jutro
wolne, Ty masz jutro nocny dyżur. Ojciec się ucieszy. Pod warunkiem, że
zabierzesz ze sobą Maksa.
- …niech Ci będzie.
-
Super. Maksa znajdziesz w lekarskim. – obdarowała młodszą siostrę
uśmiechem, po czym podążyła we wskazanym przez Beatę kierunku. Nie mieli
zbyt wiele czasu, bo ojciec już czekał na obchód. Miała wrażenie, że
tego dnia wszystko będzie troszkę opóźnione, ale to nic nowego. W końcu
traka praca. Niczego nie da się w stu procentach zaplanować. Weszła do
pokoju lekarskiego zachodząc Maksa od tylu. Nie widział jej, bo uparcie
wpatrywał się w tablice dyżurów i operacji.
- Mnie też się to nie podoba. – wyszeptała mu przy uchu z uśmiechem stając obok niego
- Oooo hej. – przywitał się z nią delikatnym uśmiechem nie zapominając o czułym pocałunku
- Hej. Ojciec podobno nie miał innego wyjścia.
- Mówisz o dyżurze? – spytał wracając spojrzeniem na tablice – Przynajmniej będę miał dwa dni wolnego.
- Nie odzywałeś się cała noc. Było aż tak źle?
-
Już dawno tak nie było. Chociaż ostatnio mam chyba jakieś szczęście do
ciężkich dyżurów, wiec uważaj, bo nie wiadomo, co Cię dzisiaj ze mną
czeka.
- Gwarantujesz mi dużo emocji?
- Nie podpuszczaj mnie.
- Co z wyrostkiem?
- Ostre zapalenie, ale mam nadzieję, że nie dojdzie do perforacji. Przyjedziesz do mnie po dyżurze? Zrobię jakąś kolację.
- Beata nas zaprasza na kolację. Wstępnie już się zgodziłam.
- Aha. Nie no dobra. Możemy pójść, ale później idziemy do mnie.
- Dobrze.
-
Nie wiem, czy tak dobrze, bo znowu muszę na was czekać. – przerwał im
dość drastycznym i poważnym tonem Leon –Macie minutę i widzę was na
obchodzie. – stanowczo zakomunikował i wyszedł z pokoju
- Co mu się stało?
- Później Ci powiem. Chodź. Dzisiaj lepiej mu się nie podkładać.
...
...