czwartek, 26 grudnia 2013

Cz. 10 – A nie pomyślałeś, że on też coś zrozumiał?



Po wyjściu Maksa usiadła jeszcze z Leonem i Beatą w salonie, ale nie specjalnie miała ochotę na wesołe rozmowy i nawet słowne utarczki ojca i siostry nie wprawiły jej w dobry nastrój. Czuła zmęczenie, ale przeczuwała też, że będzie to powodem jej dzisiejszego problemu ze snem. Podobno im bardziej człowiek jest zmęczony, tym ciężej jest mu zasnąć. W jej przypadku już kilka razy się to sprawdziło, wiec nie zamierzała męczyć się sama w swoim pokoju i zmuszać się do snu. Wolała od czasu do czasu włączyć się do rozmowy Leona i Beaty dając im w ten sposób znać, że nadal jest obecna nie tylko ciałem, ale i duchem. W miedzy czasie dostała wiadomość od Maksa, że z samego rana umówił się z Jivanem na piłkę, więc teraz już była pewna, że nie zobaczą się rano, a prawdopodobnie dopiero popołudniu, kiedy ona wróci z pracy, ale przecież to jeszcze nie tragedia.
- Tato, a może zabralibyśmy Alicję na ryby? Wiesz gdzie. W razie, czego powinna wiedzieć, gdzie nas szukać.
- W razie, czego? – zapytała wyrywając się ze swojego zamyślenia
- Dobry pomysł. Musimy tylko wygospodarować sobie trochę czasu.
- Zdaje się, że mamy wolną niedzielę.
- Co wy kombinujecie?
- Chcemy Cię wywieźć za miasto.
- Nie dam się nigdzie wywieźć.
- Nie masz nic do gadania, prawda tato?
- Oczywiście, że nie.
- Ale mnie nudzi łowienie ryb.
- A łowiłaś kiedyś?
- Nie.
-To skąd wiesz, że Cię to nudzi?
- Oj tato. Wiem, bo wiem.
- Odpowiedź godna pięciolatki. „Nie, bo nie”
-Tato!
- I jeszcze tupnij nogą.
- Hehe, a podobno to ja jestem młodsza.
- Też czasami jesteś nie do wytrzymania.
- Tato! – zareagowała niemal tak samo jak Alicja i z naburmuszoną miną zakładając rękę na rękę
- Jedna warta drugiej.
- Po kimś to mamy. To, co? Plany na niedzielę już mamy? Tato?
- Mamy, mamy.
- Dajcie spokój. Ja naprawdę nie lubię ryb.
- Ale nas lubisz.
- O jejku, niech wam będzie. Idę spać, bo rano nie wstanę.
- To Cie obudzę.
- Tatoooo.
- Dobranoc.
Z uśmiechem opuściła salon chwilę potem znikając najpierw w łazience, a następnie w swoim pokoju przeczuwając, że prawdopodobnie będzie tematem dalszej rozmowy siostry z ojcem. Nie przejmowała się tym jakoś specjalnie, ale zdawała sobie sprawę z tego, że w ostatnim czasie mogła przysporzyć im kilka powodów do obaw i zmartwień jej samopoczuciem, tak jak chociażby minionego nocnego dyżuru. Wiedziała, że Leon był na nią trochę zły i teraz pewnie jeszcze bardziej będzie ją obserwował, ale akurat to wcale jej nie przeszkadzało. Za dzieciństwa nie czuła takiej ojcowskiej troski, wiec teraz było to dla niej nawet przyjemne.
Z samego rana po zjedzonym śniadaniu dała się namówić Leonowi na wspólną podróż do pracy. W końcu i tak jechali w jednym kierunku, wiec nie było potrzeby, aby każde z nich jechało swoim samochodem.
Kiedy Alicja wdrażała się w obowiązki Maks z Jivanem wracali właśnie do domu Adama i Ewy rozmawiając o rodzicach Kellera.
- Co Ty byś zrobił na moim miejscu?
- Na Twoim miejscu to zająłbym się Alicją.
- Nie mówimy o Alicji, tylko o moich rodzicach.
- A to nie ma powiązania?
- Oczywiście, że ma, ale nie o to chodzi. Słuchasz mnie w ogóle?
- Słucham Cię już od prawie dwóch godzin i zastanawiam się, o co Tobie tak właściwie chodzi? O Twoją relację, z matką, z ojcem, czy z Alicją?
- Nie chodzi o mnie, tylko o moją matkę. Dla mnie ojciec nie istnieje, ale matka chyba chce do niego wrócić. A jeśli to zrobi to…
- To nie będziesz się do niej odzywał. Ze względu na ojca oczywiście.
- Ze względu na Alicję. Nie chcę jej narażać na niepotrzebny stres. To, co się stało nadal w niej siedzi i wiem, że nawet spotkania z moją matką są dla niej trudne.
- To jej tego oszczędź. Przynajmniej na razie. Daj jej trochę czasu.
- A matka? Jak mam ją przekonać żeby dała sobie spokój z ojcem?
- Nie przekonuj. Niech zrobi, jak chce.
- Mam pozwolić, żeby ją krzywdził.
- A nie pomyślałeś, że on też coś zrozumiał? A skoro Twoja mama nadal chce z nim być, to najwyraźniej go kocha.
- Ze strachu przed samotnością.
- Nawet, jeśli, to jest jej życie.
- Mam jej na to pozwolić?
- Ty masz swoje życie, a ona swoje. Nie mówię, że masz przestać się interesować tym, co się dzieje, ale też nie przesadzaj. Ty też nie chcesz żeby ktoś wtrącał się między Ciebie i Alicję.
- Ja jej w ogóle nie rozumiem. Całej tej sytuacji nie rozumiem. Wyszło na to, że nie miałem pojęcia o tym, jak tak naprawdę wygląda ich życie. I dlaczego nie stanęła po stronie Alicji, wiedząc, jaki jest ojciec?
- O to, to powinieneś zapytać matkę.
- Pytałem. I w dalszym ciągu nie wiem.
- A Twój ojciec teraz gdzie jest? Wraca do Szwajcarii?
- Na razie w hotelu, a czy wraca? Pewnie tak. Podejrzewam, że czeka za decyzją matki. Powinien się cieszyć, że Alicja nie poszła z tym na policji.
- Bo nie miała z kim pójść.
- Też myślałem o tym, że może gdybym zachował się inaczej to…
- Powinieneś stanąć po jej stronie i powinieneś zapytać czy chce złożyć doniesienie, a ona grzecznie by Ci powiedziała, że nie.
- Może nie.
- Byłeś jej narzeczonym. Kocha Cię i wie, jak ważny jest dla Ciebie ojciec. Nie chciałaby was skłócić. Myślisz, że teraz jest jej łatwo.
- Jivan wiem, że nie, ale to przecież nie jej wina.
- Nie znasz Alicji?
- Wiem jaka jest. Wiem, że to wszystko to tylko przykrywka i że wcale sobie tak dobrze nie radzi. Mam wrażenie, że momentami jest w totalnej rozsypce.
- Bo jest. Oboje jesteście.
- Filozof.
- Nie trzeba być filozofem żeby to zauważyć. To jest oczywiste, że po takich przeżyciach człowiek nie jest już tą samą osobą, co wcześniej. Ale Ty nawet nie rozmawiałeś z nią o tym, co się działo na misji. I też nie rozumiem, dlaczego.
- To nie jest łatwe.
- Ale to jest Alicja. Podobno ją kochasz.
Ostatnie słowa Jivana trafiły do niego ze zdwojoną siłą. Kochał Alicję i tego był zawsze pewny, ale Somalia odcisnęła na nim swoje piętno i wcale nie było mu łatwo o tym mówić. Czasami nawet miał problemy ze swoimi myślami, gdy wracał do tych kilku na szczęście minionych już miesięcy i nie był przekonany, co do tego, jak się zachowa, kiedy w końcu zdecyduje się podzielić tymi wydarzeniami z Szymańską. A czuł, że ten moment zbliża się nieubłaganie.

...


czwartek, 19 grudnia 2013

Cz. 9 – Chciałabym żebyś z nim porozmawiał.



Przy pomocy Maksa w miarę szybko Alicja uporała się z pakowaniem. Wzięła tylko swoje prywatne i osobiste rzeczy zostawiając w mieszkaniu Sylwii wszystko to, czego dorobiły się wspólnie i wszystkie drobiazgi, bez których potrafiła się obejść, a z kolei przyjaciółka bardzo je lubiła.
Widział, że jest jej trochę szkoda tego wspólnego mieszkania z Sylwią. Domyślał się, że na pewno nie jedną noc spędziły na rozmowach być może nawet o nim i o Danielu. Ba, nawet był tego pewny. Musiały być takie momenty, kiedy obie musiały sobie trochę ponarzekać i wyżalić się w ramię przyjaciółki. Mimo tego, Alicja podjęła decyzję i choć i tak wolałby żeby zamieszkała z nim to już bez niezbędnych pytań i przekonań zawiózł ją do domu Leona, gdzie ojciec najwyraźniej czekał na nią ze zniecierpliwieniem, bo gdy tylko podjechali pod dom Jasiński wyszedł im naprzeciw pomagając rozpakować samochód.
- Jakieś deja vu.
- Co mówisz?
- Że już to kiedyś przerabialiśmy, tylko w innej scenerii.
- Maks rozmawialiśmy już o tym.
- O czym? O tym, że nie chcesz u mnie mieszkać? Tak owszem rozmawialiśmy, ale ile jeszcze to będzie trwało? Ja mogę Ci wieszać te półki gdzie tylko zechcesz, ale będziesz się tak przenosiła z kąta w kąt? – nie wytrzymał w końcu i odezwał się układając jej książki na jednej z przywieszonych wcześniej przez siebie półek
- Mam nadzieję, że teraz już nie będę musiała.
- Oczywiście, że nie będziesz musiała. Tak szybko Cię z tą nie wypuszczę. – uśmiechnęła się już na pierwsze słowa wchodzącego do pokoju Leona
- Widzisz. Tata mnie nie wyrzuci, a nawet jak będę mu przeszkadzała to mi tego nie powie.
- Przywilej rodzica, ale za to będę miał Cię pod ręką. Pomóc wam w czymś?
-Nie, nie trzeba. Zaraz skończymy. Nie ma tego dużo.
- Właśnie widzę. Poprzednim razem chyba było tego więcej.
- Bo część mniej potrzebnych rzeczy została u Sylwii, tak na wszelki wypadek, a duga część jest u mnie i mniej więcej dlatego jestem prawie pewny, że w przeciągu pół roku będziemy Cię znowu przeprowadzać. Tym razem do mnie i to na stałe.
- Maks…
- Dzieci, nie kłóćcie się. – wszedł córce w słowo przerywając im dyskusje – Przerwijcie sobie i chodźcie na obiad.
Po zjedzonym obiedzie razem z Beatą i Leonem wrócili we dwójkę do pokoju Alicji i dokończyli rozpakowywanie. Czas przez to szybko im uciekał i nawet nie zauważyli, kiedy na zegarach wybiła siedemnasta. A oni przecież byli po męczącym nocnym dyżurze, dlatego wspólnie doszli do wniosku, że to, co najpotrzebniejsze udało im rozpakować, a resztę Alicja zrobi sama, jak tylko będzie miała chwilę czasu.
Jak tylko wrócił do domu w kuchni zastał matkę. Nie wyglądała na zadowoloną, że go widzi. Z wyrazu jej twarzy wyczytał, że coś ją martwi. Od razu na myśl przyszedł mu Gustaw.
- Coś się stało? – zapytał przysiadając się do stołu, przy którym siedziała Krystyna
- Gdzie byłeś tyle czasu?
- U Jasińskich. Ale chyba nie tym się przejmujesz.
- Wyobraź sobie, że właśnie tym. Nie daleko pada jabłko od jabłoni.
- Co? Chyba się przesłyszałem. Nawet mnie z nim nie porównuj.
- Chodzicie swoimi ścieżkami.
- Chyba jestem dorosły, tak? Nie muszę się nikomu z niczego tłumaczyć.
- Ale po tym co się z Tobą działo mógłbyś wziąć pod uwagę, że mogę się o Ciebie martwić.
- Dobrze przepraszam. Nie pomyślałem. A teraz powiedz mi, o co jeszcze chodzi. Byłaś u ojca?
- Zamierzałam pójść, ale… czekałam na Ciebie. Chciałabym żebyś z nim porozmawiał.
- Nie mam mu nic do powiedzenia. Chociaż… w zasadzie mógłbym mu bardzo dużo powiedzieć.
- Synu, bądź rozsądny.
- Rozsądny? A czy on był rozsądny, kiedy władował się Alicji do łóżka? Gdzie za każdym razem był jego rozsądek, kiedy krzywdził i Ciebie i te wszystkie kobiety? Pomyślałaś o tym? Dlaczego Ty go tak usprawiedliwiasz?
- Bo jest moim mężem.
- Przepraszam, ale mam nadzieję, że już niedługo.
- Uważasz, że powinnam go zostawić?
- Tak. Tak właśnie uważam… Nie wiem. Wiem, co ja powinienem zrobić. Nie zamierzam narażać Alicji na spotkania z nim. Nie chcę z nim rozmawiać, nie chcę go widzieć. Tego, co zrobił nie usprawiedliwi żadna choroba i nie chodzi tylko o to, że próbował ją zgwałcić, bo to rzeczywiście może i jest choroba, ale chodzi o to, że kłamał mi prosto w oczy. Pozwolił, żebym się zawahał i jej nie uwierzył. Straciłem pół roku życia przez niego.
- Nie tylko przez niego.
- Masz rację, nie tylko. Też się do tego przyczyniłaś. Stanęłaś po jego stronie dobrze wiedząc, jaka jest prawda. I o tym też nie zapomnę. On okazał się dla Ciebie ważniejszy ode mnie i od moich uczuć. Gdybyś nie poparła jego słów być może miałbym więcej wątpliwości i tak szybko bym nie odpuścił. Być może dążyłbym do tego, żeby wyjaśnić tę sytuację. Aż boję się pomyśleć, co by było gdyby Alicja mu się nie wyrwała. Siedziałabyś tak po prostu w pokoju obok i czekała aż wróci do Ciebie? Mogłabyś spojrzeć rano Leonowi w oczy? Leonowi, jej? Mnie?
- Maks…
- Mamo, nie rozumiem tego. Pozwalałaś mu na to.
- W takim razie, dlaczego masz żal tylko do niego?
- Nie tylko do niego, ale tłumaczę to sobie w ten sposób, że przecież Ty też jesteś ofiarą, ale z drugiej strony, przez tyle lat się na to zgadzałaś. Nie wiem, co mam o tym myśleć. On jednak dla mnie już nie istnieje. I możesz mu to powiedzieć. A teraz przepraszam Cię, ale chciałbym trochę odpocząć. – nie czekając na reakcję matki wyszedł z kuchni zostawiając ja tam samą. Tyle razy już rozmawiali na temat Gustawa i zawsze próbował zrozumieć postępowanie swojej matki, ale to nie było łatwe. Rozumiał to, że go kocha. Chociaż tak naprawdę nie wiedział, jak można kochać kogoś, kto tak bardzo krzywdzi. Była od niego uzależniona finansowo, to na pewno, ale czy do tego stopnia, że bała się mu sprzeciwić i odejść? I, co najważniejsze, dlaczego on nic o tym przez tyle lat nie wiedział? Szukał odpowiedzi na wszystkie męczące go pytania, ale w jakikolwiek sposób próbowałby wytłumaczyć postępowanie matki i ojca to za każdym razem przychodziła mu na myśl Alicja. Alicja, Somalia i wszystkie wydarzenia, które miały tam miejsce. To wystarczyło, aby za każdym razem jego niechęć do ojca rosła na sile.



czwartek, 12 grudnia 2013

Cz. 8 – Wiem, że nawaliłam.



Przypuszczenia Maksa i Leona o ciężkim dyżurze doskonale się sprawdziły. Nie mieli zbyt wiele chwil wytchnienia. Niespełna godzinę po operacji nogi młodego pacjenta poszkodowanego w bójce musieli szybko reagować na krwiaka podtwardówkowego kolejnego z pacjentów. Mieli noc pełną pracy, ale dzięki temu w miarę szybko im minęła.
- Hej śpiochu. – przywitała się jak zwykle radośnie Sylwia nie zważając na to, że przerywa Alicji sen – Alicja.
- Hm? O jejku zasnęłam.
- No na to wygląda. Co? Ciężka noc.
- Straszna. Dla mnie zwłaszcza.
- Ej, co się stało? – spytała znacznie już zaciekawiona siadając na kanapie obok Alicji
- Na szczęście nic, ale gdyby nie ojciec to…
- No, ale co?
- Widziałaś, co się dzieje na oddziale?
- Kilku połamańców i poobijańców.
- Właśnie. Najpierw to, potem znacznie dłużej niż zwykle składaliśmy z Maksem nogę, a na koniec trafił nam się krwiak. Nie dałam rady.
- Niemożliwe. Ty? – spojrzała na nią z uśmiechem udając niedowierzanie
- Nie śmiej się. Ostatni raz na widok krwi zrobiło mi się niedobrze w czasie studiów.
- Chyba każdemu może się zdarzyć, nie?
- Chirurgowi?
- Oj nie dołuj się. Nic się ostatecznie nie stało, tak?
- Mam jakiś koszmarny dzień.
- Nie moja droga. Miałaś koszmarną noc. Dzień będzie znacznie lepszy.
- Mam nadzieję. Widziałaś Maksa?
- Nie. Nie miałam jeszcze przyjemności.
- Liczę na to, że podrzuci mnie do domu.
- Właśnie, słuchaj…
- Właśnie to Ty posłuchaj. – przerwała jej domyślając się, co Sylwia będzie chciała powiedzieć – Rozmawiałam z tatą i jeszcze dzisiaj postaram się przenieść do niego.
- Wiesz, że nie musisz. Nawet chciałabym żebyś została. Przyzwyczaiłam się.
- Ale Daniel nie. I ja go rozumiem. Maks też chciałby mieć więcej swobody.
- I pod dachem Twojego taty ją znajdzie?
- Nami się nie przejmuj. My sobie poradzimy. Ojciec obiecał, że będzie nocował w szpitalu.
- Hehe, na pewno. Teraz, jak będzie miał Cię pod ręką to na pewno tak łatwo nie odda Cię Maksowi.
- Chyba się cieszy, że u niego zamieszkam.
- Dziwne gdyby było inaczej. Jeszcze za mną zatęsknisz.
- Hehe. Wiem. Dziękuję Ci bardzo. Za mieszkanie i w ogóle.
- Dobra nie chcesz mieszkać ze mną ok. Jakoś to przeboleje, ale na pewno nie chcesz przenieść się do Maksa?
- Jestem. Jeszcze nie teraz. Pomieszkam trochę u taty. Zobaczę jak to jest.
- W sumie. Pod tym względem może to i dobrze.
- No właśnie. Tata wygląda na zadowolonego z tego faktu.
- Ala, Ala to prawda?!
- Ale co? – spojrzała zdezorientowana na siostrę nie rozumiejąc jej euforii
- Nasz staruszek mi przed chwilą powiedział, że wprowadzasz się do domu.
- No tak. Na jakiś czas.
- Dzięki Bogu. Jesteś wielka. – uściskała ją z radością wcale tego nie kryjąc
- Widzisz, najwyraźniej nie tylko tata się cieszy.
- Ty lepiej zapytaj skąd ten przypływ czułości?
- Jak to skąd? W końcu tata znowu podzieli swoją uwagę na nas dwie. Od czasu powrotu Maksa skupiał się wyłącznie na mnie. To jest uciążliwe.
- Ale potrzebne.
- Nie przesadzaj. Każdy ma swoje życie, tak?
- Tak.
- I każdy decyduje o sobie, tak?
- Tak. Znowu kogoś poznałaś?
- Nie. Zresztą nic wam nie powiem. A Tobie zwłaszcza, bo wygadasz ojcu. Chyba na Ciebie czeka.
- Tata?
- Tak.
- A Maks?
- Nie wiem, nie widziałam. Idę na oddział. Pa.
- Pa.
- Młodsza siostra. Okropieństwo. – zripostowała całą rozmowę jednym zdaniem Sylwia wywołując na twarzy Alicji zmęczony uśmiech. Gdy tylko doszła do siebie i wypiła zrobioną przez przyjaciółkę herbatę ruszyła na poszukiwanie ojca i chłopaka. Podobno tej pierwszy czekał na nią w swoim gabinecie, a ten drugi najwyraźniej zapadł się gdzieś pod ziemię, bo kogokolwiek o niego zapytała nikt nie wiedział, gdzie mogłaby go znaleźć. Nie traciła na to dłużej czasu, tylko zamiast do Maksa skierowała się do gabinetu ordynatora. Spodziewała się, że prawdopodobnie będzie chciał porozmawiać z nią o tym, co wydarzyło się na sali operacyjnej, a ona nie specjalnie wiedziała jak może mu to wytłumaczyć.
- Hej.
- Hej. Jak się czujesz? – zapytał od razu gestem dłoni nakazując córce usiąść na krześle naprzeciwko siebie
- Już lepiej. Tato przepraszam. To nie powinno się wydarzyć.
- Nie powinno. Nie powinnaś tak długo czekać.
- Już dawno mi się to nie zdarzyło.
- Dobrze, ale wiesz, że mogło się to źle skończyć dla pacjenta. Dla Ciebie zresztą również.
- Nic mi nie jest.
- Bez przyczyny młody człowiek nie mdleje.
- Nie zemdlałam.
- Bo zdążyłem Cię odsunąć od stołu.
- Właśnie. Wyrzuciłeś mnie z sali.
- Nie wyrzuciłem, tylko zastąpiłem.
- Na jedno wychodzi.
- Jeszcze ze mną dyskutujesz? Jak źle się czujesz, to nie stajesz przy stole. Myślałem, że Tobie nigdy nie będę musiał o tym przypominać.
- Tato wiem, ale wszystko było w porządku. Po prostu zrobiło mi się słabo, ale nie wiem, dlaczego.
- Dlaczego nie odsunęłaś się wcześniej?
- Bo nie było takiej potrzeby. To był moment.
- Masz szczęście, że was obserwowałem. To raz, a dwa ciesz się, że operował tylko Maks i neurolog. Ta sprawa zostaje między nami. Ale więcej razy nie może się to powtórzyć.
- Nie powtórzy się.
- Jedziesz do domu?
- Szukam Maksa. Chciałabym żeby pomógł mi z rzeczami, ale nie mogę go nigdzie znaleźć.
- Kręcił się na oddziale. Doglądał pacjentów. A nie lepiej by było gdybyście najpierw oboje odpoczęli?
- Tato, nie jesteśmy dziećmi.
- Dla siebie może nie.
- Chciałabym przewieźć wszystkie rzeczy jak najszybciej. Maks obiecał, że mi pomoże.
- Beata się bardzo ucieszyła.
- Hehe, wiem widziałam. Nie ukrywała tego przede mną.
- Podejrzewam, że znowu się z kimś spotyka.
- Dowiesz się w swoim czasie. Pójdę poszukać Maksa. Zobaczymy się w domu, dobrze?
- Dobrze. Uważaj na siebie.
- Tato.
- Do widzenia.
- Pa. – pożegnała się z ojcem obdarowując go ciepłym uśmiechem. Wiedziała, że Leon nie powstrzyma się przed skomentowaniem zaistniałej kilka godzin temu sytuacji podczas operacji. Oprócz tego, że jest jej ojcem, jest też jej szefem, a w szpitalu zwłaszcza. Zgadzała się z nim, co do tego, że takie sytuacja, jak ta dzisiejsza nie powinny mieć miejsca, ale zdarzyło się. Teraz może tylko dziękować, że jej gorsze samopoczucie nie wpłynęło specjalnie na przebieg operacji. Mieli sporo szczęścia, że Leon był w pobliżu. Swoją drogą zastanawiało ją to, dlaczego ich obserwował. Dawno już tego nie robił. A tym razem coś go podkusiło. Może miał jakieś przeczucia, albo ktoś kazał mu lepiej przyjrzeć się swoim lekarzom. Może właśnie to jest powodem jego ostatnich nocy spędzonych w szpitalu. Ciężko było jej znaleźć odpowiedź na to, dlaczego Leon w ostatnim czasie tak dużo czasu spędza w szpitalu. Teraz jednak bardziej interesowało ją to, gdzie podziewa się Maks. Nie chciało jej się go szukać, dlatego wybrała w komórce jego numer i już po kilku minutach spotkali się w szatni.
- Od pół godziny Cię szukam.
- I wzajemnie.
- Byłam u taty. Chciałabym przewieźć te rzeczy. Pomożesz mi?
- Pomogę. Nie ma problemu. A dobrze się czujesz?
- Maks proszę Cię, przestań. Wiem, że nawaliłam. Nie musicie mi tego mówić.
- Niczego takiego nie powiedziałem.
- Ale chciałeś.
- Nie prawda. Domyślam się, że Leon dał Ci wystarczającą reprymendę.
- Będzie mnie teraz pilnował.
- I bardzo dobrze. Też zamierzam to robić. Powiesz mi, co się takiego stało, że prawie zemdlałaś? – zapytał konkretnie stając przy jej szafce i opierając się o nią przyglądał się jej z uwagą
- Słabo mi się zrobiło, to wszystko.
- Tak po prostu.
- Po prostu.
- Może trzeba trochę odpocząć?
- Może. Możemy jechać? Zależy mi na czasie.
- Możemy.
Trzymając się za ręce wyszli ze szpitala na parkingu spotykając jeszcze Leona. Jednak po krótkiej wymianie zdań Leon jasno dał córce do zrozumienia, że chce widzieć ją w domu jak najszybciej. Nie komentowała jego słów w żaden sposób wiedząc, że może go tylko bardziej rozdrażnić, a w nocy już wystarczająco mu podpadła. Wiedli z Maksem do jego samochodu i od razu skierowali się do mieszkania Sylwii.



czwartek, 5 grudnia 2013

Cz. 7 – Chcesz coś ze mnie wyczytać?



Nocny dyżur, tak jak jej zapowiedział Maks nie zaczął się dobrze. Niby nie mieli żadnych trudnych przypadków, ale ilość poturbowanych w bijatyce na mieście była dość spora. Zanim się wszystkimi zajęli i zapewnili odpowiednią opiekę medyczną minęły trzy godzinny, a to jeszcze nie wszystko. Czekał ich jeszcze zabieg poskładania połamanej nogi. Czekali jeszcze tylko na wyniki wszystkich badań najbardziej pokrzywdzonego pacjenta. Wspólnie z Maksem podjęli się operacji nogi i mimo wprawy i sporego już doświadczenia w tego typu zabiegach tym razem miała wrażenie, że coś poszło jej nie tak. Co prawda asystowała tylko Maksowi, ale i tak miała poczucie, że za bardzo mu nie pomogła, przez co operacja trochę im się przeciągnęła. Opuścili sale operacyjną kilka minut po północy. Widział, że nie jest zadowolona, a może nawet zła na siebie, ale z jego punktu widzenia nie w trakcie operacji nie wydarzyło się nic, co świadczyłoby o jakimś zaniedbaniu z ich strony. Operacja się udała. Noga poskładana, teraz muszą tylko czekać na wzbudzenie się pacjenta.
- Ej, co jest? – zapytał doganiając ją na korytarzu zaraz po opuszczeniu sali operacyjnej.
- Co?
- To ja pytam, o co chodzi?
- Przepraszam Cię. Bardziej Ci pewnie dzisiaj przeszkadzałam niż pomogłam.
- O czym Ty mówisz? Z tą nogą wszystko będzie w porządku.
- No, ale wszystko zrobiłeś sam. Nie mogłam się skupić.
- To akurat widziałem, ale dałaś radę. Wszystko poszło tak jak powinno. Nie było żadnych niemiłych niespodzianek. Nie mamy, o co mieć do siebie pretensji. Uratowaliśmy chłopakowi nogę.
- Wiem, ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Chodź pójdziemy do Leona, zdamy mu relacje i będzie po sprawie. – objął ją ramieniem i wspólnie, spokojnym krokiem dotarli pod drzwi gabinetu ordynatora.
- Leon, możemy?
- No pewnie. Co tam dzieci? Poskładaliście tę nieszczęsną nogę.
- Żebyś wiedział, że nieszczęsną. – wymamrotała pod nosem siadając na fotelu na tyle jednak głośno, że obaj ją usłyszeli
- Alicja.
- No, co?
- Coś się stało?
- Nic się nie stało. Alicja ma gorszy dzień. Z nogą powinno być dobrze. Tkanki były trochę uszkodzone, ale daliśmy radę. Nie ma żadnej infekcji, wiec powinno być ok.
- To świetnie. A, co Ty taka markotna? – spytał widząc niewyraźna minę córki, którą ciężko było mu zinterpretować zwłaszcza, że podobno operacja poszła im sprawnie – Co się z Wami ostatnio dzieje?
- Z nami? – zapytali jednocześnie zdziwieni jego pytaniem. W końcu ostatnio to on ich zdaniem podejrzanie się zachowuje. Spojrzała się na Maksa dając mu znać, by zostawił ją z ojcem samą. Szybko rozczytał jej myśli
- Dobra, to może ja przejdę się po oddziale.
- Odpocznijcie trochę, póki macie możliwość. Do końca dyżuru jeszcze dużo czasu. – odezwał się jeszcze zanim Maks zdążył zamknąć za sobą drzwi. Chłopak jedynie uśmiechnął się i spoglądając jeszcze raz na Alicję wyszedł z gabinetu zostawiając ją z ojcem sam na sam.
- Lepiej mnie nie strasz tato. Mam już dosyć tej nocy. Miałeś nosa, żeby Maksowi załatwić ten dyżur.
- Intuicja. Mów, co się dzieje?
- Nic się nie dzieje. Dlaczego myślisz, że coś się dzieje?
- Jeszcze całkiem dobrze widzę. No więc? – spojrzał na nią wyczekująco nie zamierzając jej odpuścić
- No dobra. I tak miałam Ci o to prosić… muszę się wyprowadzić od Sylwii. To znaczy nie muszę, ale chcę.
- Myślałem, że dobrze wam się razem mieszka.
- Bo tak jest, ale wiesz jak to jest. Sylwia ma swoje życie. Nie chcę jej dłużej przeszkadzać. Dlatego chciałam Cię prosić, żebyś mnie trochę przechował.
- Przecież wiesz, że nie musisz pytać. To jest tak samo Twój dom, jak i Beaty.
- Ale nie będę Ci przeszkadzała?
- W czym?
- Nie wiem. Masz przecież swoje sprawy. Ostatnio w ogóle jakoś tak… dziwnie jest.
- Dziwnie? Chcesz powiedzieć, że ja jestem dziwny?
- Czepiasz się.
- Starsi ludzie czasami tak mają.
- Hehe, tato proszę. To jest słabe wytłumaczenie. – uśmiechnął się zdając sobie sprawę z tego, że Alicja może mieć racje. Może rzeczywiście ostatnio zrobił się bardziej czepialski niż zwykle, ale nic szczególnego się za tym nie kryło
- Kiedy chcesz się przenieść?
- Jak najszybciej?
- Pomóc Ci?
- Dziękuję, nie trzeba. Maks mi pomoże.
- A co na to Maks?
- Zgodził się.
- Mówię o mieszkaniu.
- Wiem. Rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej.
- Rozumiem, że chcesz zwolnić mieszkanie koleżance, ale dlaczego nie chcesz przenieść się do Maksa?
- …
- Córciu.
- Nie mogę jeszcze. Nie dam rady. Zwłaszcza teraz dopóki mieszka u niego matka. Tato ja wiem, że ona nie jest niczemu winna, ale… ja nie potrafię przy niej nie myśleć o tym, co się stało.
- Nie musisz się z tego tłumaczyć.
- Wiem, ale nie chcę sprawić Maksowi przykrości. To jest jego matka. W dodatku chce wrócić do męża.
- Spędzili razem przeszło trzydzieści lat. Po za tym Krystyna tak całkiem bez winy nie jest. Ja zresztą tez nie.
- Ty?
- Wiedziałem, że Gustaw ma problem, że jest alkoholikiem. Maks powinien się o tym dowiedzieć znacznie wcześniej.
- Maks na razie nie chce się kontaktować z ojcem, ale przecież może przyjść taki moment, że zmieni zdanie. Nie będę mogła mu tego zabronić.
- Myślę, że Maks już teraz wie, co jest dla niego ważniejsze. Nie martw się na zapas. A mieszkaniem się nie przejmuj. Nie będę wam przeszkadzał.
- Hehe tato.
- Będę brał nocne dyżury.
- I właśnie to mnie dziwi.
- To przestań. I idź odpocznij. Czuję, że będzie jeszcze dzisiaj, co robić.
Posłuchała ojca i prosto z jego gabinetu udała się do pokoju lekarskiego, gdzie liczyła na to, że spotka Maksa. Jego jednak tam nie było. Podążyła, więc następną myślą i zjechała windą do piwnicy. To miejsce zawsze miało dla niego szczególne znacznie. Niemal każdą przerwę w pracy spędzał właśnie tutaj, pracując z Jivanem nad poprawieniem swojej kondycji. Jednak od czasu jego powrotu z Somalii zauważyła, że lubił tak po prostu zamknąć się tu, chociaż na chwilę i poszukać spokoju. Rozumiała to, bo w końcu czasami każdy potrzebuje swojego azylu i miejsca gdzie może pobyć całkiem sam ze swoimi myślami, ale z drugiej strony momentami ją to niepokoiło.
- Heeej, mogę Ci poprzeszkadzać?
- Poprzeszkadzać?
- Mhm.
- Ewentualnie. – uśmiechnął się do niej i wyciągając w jej stronę rękę, która po chwili chwyciła przyciągnął do siebie tak, że usiadła mu na kolanach wpatrując się przez dłuższa chwilę w jego oczy. – Hm? Chcesz coś ze mnie wyczytać?
- Niejedno.
- Na przykład?
- Dobrze wiesz, co.
-… jeszcze nie dzisiaj. Nie tutaj. Ok.?
- Mhm. – przytaknęła nie nalegając i nie namawiając go na zwierzenia. Kolejny raz mu odpuściła, ale nie potrafiła inaczej widząc jego całkiem rozbite przez nieprzyjemne wspomnienia spojrzenie – Chciałbym gdzieś wyjechać. Wyłączyć telefon i być tylko dla Ciebie. – nie odpowiedziała nic jedynie pocałowała go czule czując, że właśnie tego teraz potrzebuje. Odrobinę spokoju, zrozumienia i bliskości. I to jest właśnie ten Maks, którego na początku znajomości nie dostrzegła. Być może, dlatego że nie miała okazji go takiego poznać, a może po prostu dobrze się przed nią maskował. Jego prawdziwą wrażliwość i charakter poznała na krótko przed swoją operacją. W momencie, kiedy tak naprawdę zdała sobie sprawę, że jest dla niej kimś znacznie ważniejszym niż kolega z pracy, czy nawet przyjacielem. Pokochała go takiego z poczuciem humoru, czasami opryskliwego, ale również wrażliwego i nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że misja i wydarzenia z nią związane zmiękczyły go chyba do tego stopnia, że czasami sam sobie ze sobą nie radził. Jak więc ona miała mu pomóc? Próbowała już od jakiegoś czasu, ale nie było to łatwe, tym bardziej, że Maks swoim milczeniem na ten temat nie ułatwiaj jej tego. Miała jednak nadzieję, że wkrótce się to zmieni.