czwartek, 5 grudnia 2013

Cz. 7 – Chcesz coś ze mnie wyczytać?



Nocny dyżur, tak jak jej zapowiedział Maks nie zaczął się dobrze. Niby nie mieli żadnych trudnych przypadków, ale ilość poturbowanych w bijatyce na mieście była dość spora. Zanim się wszystkimi zajęli i zapewnili odpowiednią opiekę medyczną minęły trzy godzinny, a to jeszcze nie wszystko. Czekał ich jeszcze zabieg poskładania połamanej nogi. Czekali jeszcze tylko na wyniki wszystkich badań najbardziej pokrzywdzonego pacjenta. Wspólnie z Maksem podjęli się operacji nogi i mimo wprawy i sporego już doświadczenia w tego typu zabiegach tym razem miała wrażenie, że coś poszło jej nie tak. Co prawda asystowała tylko Maksowi, ale i tak miała poczucie, że za bardzo mu nie pomogła, przez co operacja trochę im się przeciągnęła. Opuścili sale operacyjną kilka minut po północy. Widział, że nie jest zadowolona, a może nawet zła na siebie, ale z jego punktu widzenia nie w trakcie operacji nie wydarzyło się nic, co świadczyłoby o jakimś zaniedbaniu z ich strony. Operacja się udała. Noga poskładana, teraz muszą tylko czekać na wzbudzenie się pacjenta.
- Ej, co jest? – zapytał doganiając ją na korytarzu zaraz po opuszczeniu sali operacyjnej.
- Co?
- To ja pytam, o co chodzi?
- Przepraszam Cię. Bardziej Ci pewnie dzisiaj przeszkadzałam niż pomogłam.
- O czym Ty mówisz? Z tą nogą wszystko będzie w porządku.
- No, ale wszystko zrobiłeś sam. Nie mogłam się skupić.
- To akurat widziałem, ale dałaś radę. Wszystko poszło tak jak powinno. Nie było żadnych niemiłych niespodzianek. Nie mamy, o co mieć do siebie pretensji. Uratowaliśmy chłopakowi nogę.
- Wiem, ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Chodź pójdziemy do Leona, zdamy mu relacje i będzie po sprawie. – objął ją ramieniem i wspólnie, spokojnym krokiem dotarli pod drzwi gabinetu ordynatora.
- Leon, możemy?
- No pewnie. Co tam dzieci? Poskładaliście tę nieszczęsną nogę.
- Żebyś wiedział, że nieszczęsną. – wymamrotała pod nosem siadając na fotelu na tyle jednak głośno, że obaj ją usłyszeli
- Alicja.
- No, co?
- Coś się stało?
- Nic się nie stało. Alicja ma gorszy dzień. Z nogą powinno być dobrze. Tkanki były trochę uszkodzone, ale daliśmy radę. Nie ma żadnej infekcji, wiec powinno być ok.
- To świetnie. A, co Ty taka markotna? – spytał widząc niewyraźna minę córki, którą ciężko było mu zinterpretować zwłaszcza, że podobno operacja poszła im sprawnie – Co się z Wami ostatnio dzieje?
- Z nami? – zapytali jednocześnie zdziwieni jego pytaniem. W końcu ostatnio to on ich zdaniem podejrzanie się zachowuje. Spojrzała się na Maksa dając mu znać, by zostawił ją z ojcem samą. Szybko rozczytał jej myśli
- Dobra, to może ja przejdę się po oddziale.
- Odpocznijcie trochę, póki macie możliwość. Do końca dyżuru jeszcze dużo czasu. – odezwał się jeszcze zanim Maks zdążył zamknąć za sobą drzwi. Chłopak jedynie uśmiechnął się i spoglądając jeszcze raz na Alicję wyszedł z gabinetu zostawiając ją z ojcem sam na sam.
- Lepiej mnie nie strasz tato. Mam już dosyć tej nocy. Miałeś nosa, żeby Maksowi załatwić ten dyżur.
- Intuicja. Mów, co się dzieje?
- Nic się nie dzieje. Dlaczego myślisz, że coś się dzieje?
- Jeszcze całkiem dobrze widzę. No więc? – spojrzał na nią wyczekująco nie zamierzając jej odpuścić
- No dobra. I tak miałam Ci o to prosić… muszę się wyprowadzić od Sylwii. To znaczy nie muszę, ale chcę.
- Myślałem, że dobrze wam się razem mieszka.
- Bo tak jest, ale wiesz jak to jest. Sylwia ma swoje życie. Nie chcę jej dłużej przeszkadzać. Dlatego chciałam Cię prosić, żebyś mnie trochę przechował.
- Przecież wiesz, że nie musisz pytać. To jest tak samo Twój dom, jak i Beaty.
- Ale nie będę Ci przeszkadzała?
- W czym?
- Nie wiem. Masz przecież swoje sprawy. Ostatnio w ogóle jakoś tak… dziwnie jest.
- Dziwnie? Chcesz powiedzieć, że ja jestem dziwny?
- Czepiasz się.
- Starsi ludzie czasami tak mają.
- Hehe, tato proszę. To jest słabe wytłumaczenie. – uśmiechnął się zdając sobie sprawę z tego, że Alicja może mieć racje. Może rzeczywiście ostatnio zrobił się bardziej czepialski niż zwykle, ale nic szczególnego się za tym nie kryło
- Kiedy chcesz się przenieść?
- Jak najszybciej?
- Pomóc Ci?
- Dziękuję, nie trzeba. Maks mi pomoże.
- A co na to Maks?
- Zgodził się.
- Mówię o mieszkaniu.
- Wiem. Rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej.
- Rozumiem, że chcesz zwolnić mieszkanie koleżance, ale dlaczego nie chcesz przenieść się do Maksa?
- …
- Córciu.
- Nie mogę jeszcze. Nie dam rady. Zwłaszcza teraz dopóki mieszka u niego matka. Tato ja wiem, że ona nie jest niczemu winna, ale… ja nie potrafię przy niej nie myśleć o tym, co się stało.
- Nie musisz się z tego tłumaczyć.
- Wiem, ale nie chcę sprawić Maksowi przykrości. To jest jego matka. W dodatku chce wrócić do męża.
- Spędzili razem przeszło trzydzieści lat. Po za tym Krystyna tak całkiem bez winy nie jest. Ja zresztą tez nie.
- Ty?
- Wiedziałem, że Gustaw ma problem, że jest alkoholikiem. Maks powinien się o tym dowiedzieć znacznie wcześniej.
- Maks na razie nie chce się kontaktować z ojcem, ale przecież może przyjść taki moment, że zmieni zdanie. Nie będę mogła mu tego zabronić.
- Myślę, że Maks już teraz wie, co jest dla niego ważniejsze. Nie martw się na zapas. A mieszkaniem się nie przejmuj. Nie będę wam przeszkadzał.
- Hehe tato.
- Będę brał nocne dyżury.
- I właśnie to mnie dziwi.
- To przestań. I idź odpocznij. Czuję, że będzie jeszcze dzisiaj, co robić.
Posłuchała ojca i prosto z jego gabinetu udała się do pokoju lekarskiego, gdzie liczyła na to, że spotka Maksa. Jego jednak tam nie było. Podążyła, więc następną myślą i zjechała windą do piwnicy. To miejsce zawsze miało dla niego szczególne znacznie. Niemal każdą przerwę w pracy spędzał właśnie tutaj, pracując z Jivanem nad poprawieniem swojej kondycji. Jednak od czasu jego powrotu z Somalii zauważyła, że lubił tak po prostu zamknąć się tu, chociaż na chwilę i poszukać spokoju. Rozumiała to, bo w końcu czasami każdy potrzebuje swojego azylu i miejsca gdzie może pobyć całkiem sam ze swoimi myślami, ale z drugiej strony momentami ją to niepokoiło.
- Heeej, mogę Ci poprzeszkadzać?
- Poprzeszkadzać?
- Mhm.
- Ewentualnie. – uśmiechnął się do niej i wyciągając w jej stronę rękę, która po chwili chwyciła przyciągnął do siebie tak, że usiadła mu na kolanach wpatrując się przez dłuższa chwilę w jego oczy. – Hm? Chcesz coś ze mnie wyczytać?
- Niejedno.
- Na przykład?
- Dobrze wiesz, co.
-… jeszcze nie dzisiaj. Nie tutaj. Ok.?
- Mhm. – przytaknęła nie nalegając i nie namawiając go na zwierzenia. Kolejny raz mu odpuściła, ale nie potrafiła inaczej widząc jego całkiem rozbite przez nieprzyjemne wspomnienia spojrzenie – Chciałbym gdzieś wyjechać. Wyłączyć telefon i być tylko dla Ciebie. – nie odpowiedziała nic jedynie pocałowała go czule czując, że właśnie tego teraz potrzebuje. Odrobinę spokoju, zrozumienia i bliskości. I to jest właśnie ten Maks, którego na początku znajomości nie dostrzegła. Być może, dlatego że nie miała okazji go takiego poznać, a może po prostu dobrze się przed nią maskował. Jego prawdziwą wrażliwość i charakter poznała na krótko przed swoją operacją. W momencie, kiedy tak naprawdę zdała sobie sprawę, że jest dla niej kimś znacznie ważniejszym niż kolega z pracy, czy nawet przyjacielem. Pokochała go takiego z poczuciem humoru, czasami opryskliwego, ale również wrażliwego i nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że misja i wydarzenia z nią związane zmiękczyły go chyba do tego stopnia, że czasami sam sobie ze sobą nie radził. Jak więc ona miała mu pomóc? Próbowała już od jakiegoś czasu, ale nie było to łatwe, tym bardziej, że Maks swoim milczeniem na ten temat nie ułatwiaj jej tego. Miała jednak nadzieję, że wkrótce się to zmieni.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz