poniedziałek, 3 lutego 2014

Cz. 13 – Nie miałem pojęcia, że on tu przyjdzie.



Z zamiarem wyjścia na zewnątrz do Alicji wszedł najpierw do szatni sięgając do szafki po kurtkę. Nawet nie zauważył przebierającej się Beaty.
- Hej Maks.
- Aaa cześć. Zaczynasz o tej godzinie?
- Zwolniłam się u Elżbiety na kilka godzin.
- Wszystko w porządku? – zapytał odczytując z wyrazu jej twarzy jakieś kłopoty
- U mnie tak, a u was?
- Przecież wiesz.
- Maks powinniście…
- Wiem, co powinniśmy. I w wkrótce to zrobimy. Właśnie zamierzam z nią o tym porozmawiać.
- Taki wyjazd naprawdę dobrze wam zrobi.
- Wiem. Pogadamy później. – nie czekając na reakcję Jasińskiej zarzucił na siebie kurtkę i chwilę potem szedł już w stronę Alicji siedzącej na zewnątrz na jednej z ławek.
Zdawał sobie sprawę z tego, że być może szpital to nie jest najlepsze miejsce na rozwiązywanie życiowych problemów, ale akurat teraz, kiedy Alicja był świeżo po spotkaniu z jego ojcem była ku rozmowie dobra okazja. Tak przynajmniej się mu wydawało. Wiedział, że muszą w końcu poważnie pomyśleć o jakimś, chociaż kilkudniowym wyjeździe, a im szybciej to zrobią, tym lepiej dla nich.
- Hej, mogę?
- A dlaczego miałbyś nie móc.
- Bo ktoś mógł Ci coś powiedzieć i przez to mogłabyś nie mieć ochoty nawet na mnie patrzeć.
- Przestań, akurat Ciebie jestem pewna.
- Przepraszam. Nie miałem pojęcia, że on tu przyjdzie.
- A gdybyś wiedział, to co? Pilnowałbyś mnie przez cały dzień.
- Nie dopuściłbym do tego, żeby się do Ciebie zbliżył.
- Skąd wiesz?
- Piotr mi powiedział. Był przy tym?
- Mhm.
- Całe szczęście. Miałem operacje. Nie mogłem wcześniej.
- Wiem. Nie musisz mi się tłumaczyć. Nie oczekuję od Ciebie, że będziesz biegał za mną krok w krok, żeby ktoś mi krzywdy nie zrobił. A w ogóle to, co Ty tu robisz? Miałeś przecież jechać do domu.
- Złapali mnie jeszcze na parkingu. Guła potrzebował pomocy. I jak widać dobrze się stało. Gdybym pojechał do domu to nie dowiedziałbym się o tej cudownej wizycie ojca.
- Powiedziałabym Ci.
- Tak?
- … – pokiwała tylko twierdząco głową opierając ją na jego ramieniu.
- Porozmawiam z Leonem o urlopie.
- O jakim urlopie?
- Naszym. Pojedziemy gdzieś. Odpoczniemy. Zajmiemy się tylko sobą.
- To nie jest za bardzo możliwe.
- Dlaczego?

- Elżbieta nie pozwoli nam wziąć urlopu w tym samym czasie.
- Dadzą sobie radę. Twój tata ją przekona.
- Gdzie Ty chcesz jechać zimą?
- Jeszcze nie ma zimy.
- Ale jest zimno.
- To pojedziemy w góry. Zresztą ja nie będę Cię przekonywał. Wpadnę dzisiaj do was i porozmawiam z Leonem. Przyjadę po Ciebie.
- Nie trzeba. Wrócę z ojcem. – odpowiedziała wyciągając z kieszeni dzwoniącą komórkę – Musze iść. Przyjedź wieczorem, dobrze?
- Dobrze.
- Pa. – pocałowała go przelotnie w policzek, po czym przyspieszając kroku ruszyła w stronę wejścia do szpitala. Pilne wezwanie na salę operacyjną okazało się dla niej najlepszym rozwiązaniem w tym momencie. Całkowicie oderwała się od życia osobistego i skupiła się na pacjencie. Zwłaszcza, że przyszło jej asystować własnemu ojcu. Lubiła z nim operować, bo za każdym razem mogła się czegoś od niego nauczyć. Poza tym patrzenie na jego perfekcję sprawiało jej wiele przyjemności. Wszystko przychodziło mu tak łatwo i coraz bardziej przekonywała się o tym, że Maks rzeczywiście bardzo dużo od niego wyciągnął.  Ich opanowanie, przekonanie o słuszności swoich decyzji to było to, co zawsze, za każdym razem, kiedy z którymś z nich operowała jej samej dodawało odwagi i poczucia, że dobrze wykonuje swoją pracę.
Niemal cztery godziny spędziła z ojcem przy stole operacyjnym usuwając uszkodzoną śledzionę i to z lekkimi komplikacjami. Na szczęście oboje z Leonem nad wszystkim spokojnie zapanowali i w końcu po kilku godzinach mogli opuścić salę operacyjną.
- Dziękuję Ci.
- Tatooo. – uśmiechnęła się czując lekkie skrępowanie
- Co tatooo? Dobrze nam poszło.
- Nie mogło pójść inaczej.
- Napijesz się czegoś?
- Kawy? – spytała niepewnie spodziewając się niezadowolonej miny ze strony Leona
- Zasłużyłaś.
- Dziękuję. Będziesz wieczorem w domu?
- A gdzie mam być?
- Nie wiem. Masz przecież swoje sprawy.
- Zaraz po pracy zabieram i Ciebie i Beatę do domu. Sabinka prosiła żeby zrobić zakupy.
- Chcesz nas wykorzystać?
- Czasami chyba mogę sobie na to pozwolić. Czy nie?
- Czasami. Ale Beacie to lepiej zakomunikuj to wcześniej. Może mieć już plany.
- To je zmieni.
- Tato, Maks chciał przyjść.
- To niech przyjdzie. Jakiś problem?
- Chcę Cię o coś prosić.
- Coś się stało?
- …
- Ala?
- Gustaw tu był.
- Gdzie? Tu w szpitalu?
- Tak. Chciał ze mną porozmawiać.
- Nie musisz tego robić.
- Nie zamierzam, ale… przecież to jest ojciec Maksa. On nie zniknie z naszego życia.
- Wiele zależy od Maksa. To nie musi być taki trudne, jak Ci się teraz wydaje.
- Ale łatwe też nie będzie.
- Najważniejsze, że Maks zrozumiał, na czym mu tak naprawdę zależy. Niech przyjedzie do domu wieczorem. Zjemy coś, porozmawiamy. Może nawet pozwolę mu zostać na noc. – zażartował stawiając przed nią kubek z gorącą kawą. Uśmiechnęła się skromnie dobrze znając podejście Leona do jej związku z Kellerem. Na pewno im kibicował i to od samego początku, ale czasami zastanawiała się, co myśli o ich związku uwzględniając przy tym uczucia Beaty. Mógłby mieć przecież do niej żal o to, że związała się z dawną miłością jego młodszej córki. Do niedawna przecież Beata próbowała jeszcze odzyskać Maksa i na pewno Leon był wtedy świadkiem rozczarowania i rozgoryczenia swojej córki. A to przecież nie jest miłe. Wszystko jednak wskazywało na to, że Leon nie chciał się do nich mieszać. Albo po prostu wiedział, że to Beata zepsuła swój związek z Maksem i dlatego nie miał do nich żalu o to, że teraz są razem. W końcu sama była sobie winna.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz