poniedziałek, 18 listopada 2013

Cz. 4 – Dziękuję Ci za wyrozumiałość… i za Maksa.

Obudziła się w domu ojca znacznie wcześniej niż się tego spodziewała. Jednak o dziwo wcale nie była jedynym rannym ptaszkiem tego ranka. Zaraz po zejściu na parter domu słyszała dochodzące z kuchni głosy Beaty i Pani Sabiny.
- Dzień dobry. A myślałam, że tylko ja mam problemy ze snem.
- Cześć siostra.
- Pracujesz dzisiaj? – spytała zdziwiona. Z tego co pamiętała to Beata mówiła coś, że ma dzisiaj wolne
- Nie, ale muszę wpaść na chwilę do szpitala. Zauważyłaś, że ojciec ostatnio zrobił się strasznie cięty na spóźnienia?
- Zauważyłam.
- To nie ja zrobiłem się cięty, tylko wy zaczęłyście się spóźniać. Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Sabinko nie musiałaś sie dzisiaj fatygować. My z Beatą zaraz wychodzimy.
- Ja też.
- A, Ty dokąd? Myślałam, że zostaniesz, że pogadamy sobie jak wrócę ze szpitala. Mogłabyś poczekać.
- Umówiłam się z Maksem. Tato podrzucicie mnie?
- Tak, pewnie. Zjemy i możemy jechać. Zostaje dzisiaj na noc w szpitalu, wiec, jeśli byście chciały to dom może być do Waszej dyspozycji.
- W sensie?
- Chata wolna.
- Widzisz. Twoja młodsza siostra od razu załapała.
- Bo młodsza.
- Sabinko, czy mi się wydaje, czy jedna z moich córek troszeczkę się postarza.
- Tylko troszeczkę.
- Oj tato.
- Daj jej tato spokój. Nie widzisz, że ona aż się pali do Maksa. Powinniśmy się cieszyć, że zechciała zjeść z nami kolację.
- Zostałam na noc.
- Właśnie to mnie zastanawia.
- Maks będzie miał dzisiaj nocny dyżur, więc masz wolny wieczór.
- Ale ja mam dzisiaj nockę. A Maks, miał mieć wolne. – szybko zauważyła lustrując ojca znaczącym spojrzeniem
- Ale nie ma.
- Ale tato!
- Oj, tato, ale tato. Nie marudź mi dziecko, bo tego nie lubię. Jedzcie to śniadanie, bo was zostawię.
- O co mu chodzi? – zapytała w stronę Beaty i Sabiny zaraz po wyjściu Leona z kuchni
- Może nie chce jeszcze zostać dziadkiem.
- Albo wręcz przeciwnie.
- Bardzo śmieszne. Nawet sobie nie żartujcie.
- Mówię serio. Będzie was pilnował. Sabinko w zasadzie to tata ma rację. Poradzimy sobie dzisiaj.
- Skoro tak to ja tylko trochę tutaj wam posprzątam i będę wracała do siebie.
- Ale naprawdę nie trzeba. Ja posprzątam jak wrócę ze szpitala.
- No dobrze. W takim razie ja będę uciekała. Do widzenia dziewczynki.
- Do widzenia.
Pożegnały się z Panią Sabiną z uśmiechem odprowadzając ją wzrokiem. Chwilę potem same zostały wywołane przez zniecierpliwionego ojca. Przewracając oczami pozabierały swoje rzeczy i wsiadły w samochód.
Za sprawą Leona dość szybko dotarła pod mieszkanie Maksa. Nie mała kluczy, wiec musiała poczekać, aż albo on, albo jego matka zareagują na dźwięk domofonu. Dosyć szybko została wpuszczona przez Krystynę do mieszkania.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Przepraszam, że tak wcześnie, ale nocowałam u taty, a że jechali z Beatą do szpitala, to mnie podwieźli. Maks jest?
- Tak. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Nie rozumiem? – spytała zdezorientowana zdejmując z siebie kurtkę
- Nie pokazał mi się jeszcze dzisiaj.
- Pewnie śpi.
- Możliwe. Chodźmy zrobię coś do picia. Może zjesz śniadanie?
- Nie, nie. Dziękuję. Jadłam już. – podziękowała z uśmiechem przechodząc razem z matką Maksa do kuchni
- Powinien dać Ci klucze.
- Lepiej nie. Jeszcze się przyzwyczaję.
- Może dobrze by było.
- Tak Pani myśli?
- A dlaczego nie? Maks Cię kocha.
- Ja jego też, ale chyba nie powinniśmy się spieszyć. Już to przerabialiśmy.
- Przecież to nie przez was.
- Pani wie, jak było. To była próba. Niezbyt udało nam się ją przetrwać.
- Nie do końca. Jesteście przecież razem.
- Nie powinnam dopuścić do wyjazdu Maksa.
- Też nie powinnam do wielu sytuacji dopuścić. Gdybym znacznie wcześniej powstrzymała Gustawa, to udałoby się zapobiec wyjazdowi Maksa. Gdyby Maks wiedział wcześniej, jaki naprawdę jest jego ojciec…
- Proszę przestać. To już teraz nic nie zmieni. Czasu się nie cofnie. Możemy teraz tylko gdybać, ale to i tak nic nie da.
- Wiem, że już to mówiłam, ale bardzo Cię przepraszam.
- To nie Pani wina. A ja staram się o tym nie myśleć. Nie utrudniać i sobie i Maksowi.  
- Dziękuję Ci za wyrozumiałość i… za Maksa.
- Za Maksa niech mi Pani nie dziękuję.
- Nie wiem, może ja jestem przewrażliwiona po tym wszystkim, ale mam wrażenie, że coś niedobrego się z nim dzieje.
- Z Maksem?
- Jest taki… skryty, czasami jak nie on.
- Niech się Pani nie martwi. Myślę, że trzeba dać mu trochę czasu.
- Może tak, ale to nie jest mój Maks. Aż się serce kraje.
- … – nie odpowiedziała nic więcej tylko uśmiechnęła się zauważając wchodzącego do kuchni zaspanego Kellera
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Znowu mnie obgadywałyście? – zapytał zatrzymując za Alicją oplatając jej ramiona rękoma
- Nie.
- Nie?
- No nie.
- Mhm, jakoś Ci nie wierzę. Wpadłaś na śniadanie?
- Z nadzieją, że zrobisz.
- Mamo pozwolisz, że zrobię śniadanie i zabiorę Alicję do pokoju.
- Zabieraj. Ja nie będę wam przeszkadzała. Zresztą powinieneś dać Alicji klucze od mieszkania.
- Klucze?
- Synku ja już długo Ci na głowie siedziała nie będę.
- A gdzie się wybierasz?
- Maks…
- Nie ma mowy. Nie pozwolę Ci do niego wrócić! – oburzył się gwałtownie nie kryjąc swojego niezadowolenia ze słów matki
- Maks, posłuchaj. Ty potrzebujesz spokoju.
- Ale nie mówimy o mnie. Naprawdę wierzysz, że on się zmieni?
- Nie wiem. Ale jemu trzeba dać szansę.
- Jeszcze Ci mało? Ja nie wiem, jak Ty to wytrzymałaś przez tyle lat, ale błagam Cię nie brnij w to dalej. On jest chory. To nie minie. Będzie krzywdził Ciebie i… i nie tylko Ciebie.
- Maks, synku nie pomyślałeś, że on może potrzebować pomocy?
- Pomocy? Mamo… nie wiem, jak mam Cię przekonać, ale proszę… proszę Cię nie wracaj do niego. Jeśli wrócisz on będzie myślał, że znowu wszystko będzie tak, jak on tego chce. Alicja… – spojrzał na nią bezradnie tak jakby oczekiwał, że pomoże mu przekonać matkę, ale ona nie chciała się w to wtrącać. W końcu w dużym stopniu przyczyniła się do tych zmian w ich rodzinie
- Ja nie powinnam się wtrącać. To, co ja myślę jest najmniej ważne.
- Ale myślisz tak jak ja.
- Synku, ja jeszcze nie podjęłam decyzji, czy wrócę do Gustawa już teraz, ale wiem, że jemu trzeba pomóc.
- Dobrze, ale niech to zrobią specjaliści. Ty przez tyle lat z tym walczyłaś i co?
- Nie walczyłam Maks. Udawałam, że nic nie widzę.
- Ale dlaczego?
- Dla spokoju.
- Swojego?
- I Twojego. Gdybyś wiedział wcześniej… Ja nie chciałam burzyć jego wizerunku w Twoich oczach. To Cię nie dotyczy.
- Nie dotyczyło dopóki nie władował się do łóżka Alicji! – krzyknął nie zważając na siedzącą obok dziewczynę. Kierował swoje słowa w stronę matki nie zwracając uwagi na to, że przywraca do Alicji bolesne dla niej wspomnienia. Dopiero, gdy wypowiedział jej imię spojrzał w jej kierunku i zauważył, że nie powinien był w ten sposób się odezwać. Zauważył gromadzące się w jej oczach łzy – Ala… – zwrócił się do niej chcąc podejść i przeprosić, ale była szybsza i energicznie opuściła kuchnię zostawiając go samego z matką
- Mamo no…
- Biegnij za nią. – nie tracąc więcej czasu narzucił na siebie bluzę i nie zważając na matkę wybiegł z mieszkania. Szybko dostrzegł ją siedząca na ławce kilka metrów od domu. Trochę mu ulżyło. Już się bał, że będzie musiał gonić za nią przez pół miasta. Na szczęście nie oddaliła się daleko. Z duszą na ramieniu podszedł do niej siadając tuż obok.
- Maks przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem był się tak unosić. Niepotrzebnie znowu odbiło się to na Tobie. Nie chciałem żeby Cię to zabolało. Ta decyzja mamy… nie zgadzam się z tym.
- Wiem. Wiem Maks, ale to jest jej decyzja.
- On ją zniszczy. Gdyby mi powiedziała wcześniej nie dopuściłbym do tego żeby żyła z nim przez tyle lat. Nie zrobiłby Ci krzywdy.
- Nie zdążył.
- Ale chciał. Jak sobie pomyślę ile on dziewczyn skrzywdził… Ala, przepraszam Cię.
- Nie musisz mnie za niego przepraszać.
- Ale za siebie tak.
- Proszę Cię nie wracajmy do tego.
- Chodźmy do domu. Posiedzimy, pogadamy o czymś innym. Potem może jakiś spacer? Co Ty na to?
- Maks… to chyba nie jest dobry pomysł. Jest Twoja mama. Teraz się przekonałam, że to nie będzie takie łatwe. Ja nie dam rady. To jest trudne dla nas wszystkich.
- Nie będziemy o tym rozmawiać. Chodź proszę Cię.
- Nie Maks. Lepiej nie. Wróć do mamy. Porozmawiaj z nią. Ja wrócę do Sylwii. Zobaczymy się wieczorem w pracy.
- Skoro tak chcesz, ale chociaż daj się odprowadzić. – zgodziła się w gruncie rzeczy nawet ciesząc się, że będzie mogła spędzić z nim jeszcze kilka minut. Liczyła na to, że spędzą miły dzień, ale niestety stało się inaczej. W gruncie rzeczy powinna się z tym liczyć i przyzwyczaić już do tego, że ojciec Maksa jest obecny w ich życiu chociażby właśnie przez Krystynę. Jednak nawet słuchanie o nim wywoływało w Alicji dużą dawkę nieprzyjemnych wspomnień. W takich chwilach wracała do niej ta sytuacja, kiedy Gustaw wszedł do jej łóżka, całe to nieporozumienie, wątpliwości Maksa, jego wyjazd do Somalii i obawy o jego życie. Nie potrafiła przejść na tym do porządku dziennego i chociaż na co dzień starała się o tym nie myśleć to wszytko to wracało do niej zwłaszcza przy takich spotkaniach z Krystyną.

...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz