Kilka
kolejnych dni minęło wszystkim w zastraszająco szybkim tempie. Alicja z
Maksem niemal codziennie mijali się w pracy przekazując sobie dyżury,
przez co niespecjalnie mieli czas dla siebie. Kiedy jednak udawało im
się wygospodarować trochę czasu to zazwyczaj spędzali go w domu
Jasińskiego. Alicji nie specjalnie spieszyło się do spotkania z matką
Maksa, a już tym bardziej z jego ojcem. Tym bardziej, że wiedziała od
chłopaka, że Gustaw kilka razy był w jego mieszkaniu u żony pod jego
nieobecność. Za pierwszym razem miał do matki o to żal, że nic mu nie
powiedziała i pozwoliła Kellerowi przebywać w jego domu, kiedy dobrze
wiedziała, że w każdej chwili może zjawić się w nim Alicja. Nie
rozumiał, jak matka może aż tak być wpatrzona w swojego męża. Kiedy
zobaczył go u siebie w mieszkaniu od razu zareagował i wyrzucił go
niemal siłą za drzwi nie zważając na to, co do niego mówił. Nie
zamierzał słuchać żadnych tłumaczeń, ani nawet przeprosin. Po
uspokojeniu się i rozmowie z matką doszedł do wniosku, że jeśli ona sama
chce nadal dzielić swoje życie z jego ojcem to on nie może jej tego
zabronić i nie zamierza jej od tego odwodzić. Poprosił tylko, aby
informowała go o tym, kiedy Gustaw będzie w jego mieszkaniu szanując w
ten sposób uczucia Alicji. Krystyna z kolei obiecała mu, że nie będzie
nalegała na konfrontacje obu Panów.
Ostatnia
noc tygodnia przyniosła Maksowi sporo pracy. Ostatnio w ogóle mieli
ciężkie nocne dyżury. Zaczynała się zima i najwyraźniej nie wszyscy
potrafili określić stan pogody do własnych możliwości. Co chwilę
przywożono kogoś z połamaną ręką, czy nogą, w najlepszym przypadku z
potłuczeniami, ale nawet pacjentów z drobnymi urazami musieli przez
jakiś czas obserwować, a co za tym idzie poświęcać im swój czas. Tej
nocy również Keller nie mógł pozwolić sobie choćby na godzinę odpoczynku
na kanapie w pokoju lekarskim. Na szczęście tych kilka nocnych godzin
minęły mu w miarę szybko, więc nie było jeszcze tak źle. I mieli kolejny
dzień, w którym on kończył pracę, a Alicja zaczynała, dlatego zaraz po
przekazaniu dyżuru i odbębnieniu rozmowy z Leonem przebrany już w swoje
prywatne ciuchy poszukał swojej dziewczyny znajdując ją na korytarzu
zatraconą w rozmowie z jednym z pacjentów. Zauważając go spojrzeniem
dała mu znać, aby chwilę na nią poczekał, co zresztą i tak zamierzał
zrobić. Podeszła do niego, gdy tylko udało jej się odpowiedzieć na
wszystkie pytania starszego mężczyzny.
- Hej. – przywitała go z ciepłym uśmiechem na twarzy pozwalając się pocałować
- No hej.
- Zazdroszczę Ci. Idziesz sobie do domu.
-
To chyba ja mógłbym Ci czegoś pozazdrościć. Przynajmniej się wyspałaś.
Zastanawiam się, czy te nocne dyżury częstsze niż zwykle w moim
wykonaniu to nie jest jakaś specjalna złota myśl Leona.
- Niby, dlaczego miałby to robić? – zapytała za rękę ciągnąc Maksa w stronę krzesełek
- Żebym nie porywał mu Cię na noc.
- Trochę za późno na pilnowanie mojej cnoty.
- Hehe, może trzeba mu o tym przypomnieć.
- To, to zrób.
- Wisz, że zrobię.
- Hehe, jasne. Przyjedziesz po mnie wieczorem?
- Mhm. Może pójdziemy gdzieś na kolację, co?
- Wolałabym spacer, a kolację w domu. Może mi pomożesz, hm?
- Cwaniara, ale niech Ci będzie. A może zabiorę Cię dzisiaj do mnie? Ostatnio mamy mało czasu dla siebie.
- A Twoja mama?
-
Pewnie będzie, ale powiedziałbym jej, że przyjdziesz. Zresztą nie muszę
jej się tłumaczyć. To moje mieszkanie i to ona powinna brać pod uwagę
to, że będziesz u mnie nocowała, a nie ja, że niemal w każdej chwili ona
może ściągnąć do mojego mieszkania, ojca. Obiecała, że będzie mi mówiła
o jego obecności. Chociaż to w ogólne jest chora sytuacja. Powinna
uszanować moją decyzję i w ogóle go do mnie nie sprowadzać.
- Chce was pogodzić.
- Wie, że to nie jest możliwe.
- Przecież Ty się z nim nawet nie pokłóciłeś.
-
Zrobił coś znacznie gorszego. Zresztą nieważne. Nie ma w ogóle, o czym
mówić. Jak będziecie potrzebowali pomocy to daj mi znać dobrze?
- Przestań, damy sobie radę. Lepiej się wyśpij.
- Tak?
- Mhm.
- A, co masz jakieś plany względem mnie? – spytał z figlarnym uśmiechem
- Gdybyś zdecydował się zostać na noc, to, kto wie.
- Co na to Leon.
- Maks, hehe.
- Nie śmiej się. On jest o Ciebie bardziej zazdrosny niż ja.
- Nie prawda.
- To, dlaczego Beaty tak nie pilnował.
- Bo wmówił sobie, że jestem przemęczona. Czekam tylko, aż będzie mi kazał porobić wszystkie badania.
- A to akurat nie byłby taki zły pomysł.
- Maks.
- Ok. Nic nie mówię.
-
Idź już lepiej. Muszę zajrzeć do Piotra dopóki jest spokojnie. Dzwonił
do mnie jeszcze, jak byłam w domu. Porozmawiamy wieczorem, dobrze?
- Dobrze. Ale w razie czego to naprawdę daj mi znać. Będę pod telefonem.
-
Nie ma mowy. Pa. – pocałowała go szybko w usta i z uśmiechem odeszła
nie czekając na reakcję z jego strony. Ucieczka była najlepszym sposobem
na zakończenie tego typu dyskusji z Maksem.
- Ala!
- Pa!
Z
satysfakcją ruszyła w stronę oddziału ginekologicznego nie zapominając o
prośbie Piotra. Jak zwykle zatrzymała się przy sali noworodków. Z
uśmiechem wpatrywała się w śpiących w najlepsze trzech małych pacjentów
przyjaciela. Właśnie to miejsce zawsze dawało jej najwięcej oddechu od
tego, co dzieje się zazwyczaj na oddziale chirurgii. Tutaj uśmiech
niemal sam wkradał się na usta nawet po najcięższym dyżurze, dlatego
wcale nie dziwiła się Piotrowi, że tak bardzo angażuje się w swoją
pracę. Jeszcze bardziej niż ona, a sama doskonale wiedziała, że to nie
zawsze jest łatwe.
- Ten mały pośrodku urodził się dzisiaj w nocy. – odezwał się do niej pojawiając się tuż obok przy szybie
- Właśnie tak myślałam, bo wczoraj go nie widziałam.
- Przed drugą w nocy. 55 cm i niecałe cztery kilogramy.
- To wcale nie taki mały.
- Zdarzają się więksi.
- Masz jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki.
- Nie. Tak chciałem Cię zobaczyć. Ostatnio się mijamy.
- Nie tylko z Tobą.
- Tak wiem. W nocy spotkałem Maksa. Żartował, że to sprawka Leona.
-
Tak, najlepiej zwalić wszystko na mojego ojca. – stwierdziła z
uśmiechem w głębi duszy wiedząc, że akurat taki rozkład dyżurów nie jest
przypadkowy. Liczyła się z tym, że rzeczywiście Leon specjalnie tak
układa dyżury, ale nie ze względu na Maksa, a bardziej na nią. Niemal
codziennie ją obserwuje i ewidentnie martwi się o nią. I nawet mimo jej
zapewnień, że wszystko jest w porządku on i tak wie swoje.
- Zgadnij ile ten mały się rodził?
- Dziesięć.
- Szesnaście.
- O Boże. Nigdy w życiu.
- Hehe, nigdy nie mów nigdy.
- Ale szesnaście godzin? Strasznie długo kazałeś się męczyć jego matce.
-
Młoda dziewczyna. Proponowałem jej cesarkę ze względu na wadę w
ułożeniu macicy. Nie było jednak przeciwwskazań do porodu naturalnego.
Dała radę.
- Teraz przez tydzień pewnie nie ruszy się z łóżka.
- Żeby tylko przez tydzień. Musiałem nacinać.
- Prawie zemdlałam na studiach przy porodzie.
- Zdarza się. Najważniejsze żebyś nie zemdlała przy swoim.
- Ha, ha bardzo śmieszne. Na razie nie planuję.
- Tego lepiej nie planować. Bardziej cieszy.
- Nie zawsze.
- Alicja…
- Hm? – spojrzała na Piotra napotykając na sobie jego znaczące spojrzenie. Od razu wyczytała z niego, co mu chodzi po głowie
- Nie, nie jestem w ciąży. Akurat, co do tego to jestem pewna. Dlaczego, Ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Bo wyglądasz na zmęczoną i to od dłuższego już czasu. Maks też się martwi. Leon chyba też skoro tak kombinuje przy dyżurach.
- Nie jestem.
- Może nie wiesz.
- Piotr przestań. Ale jeśli będzie coś na rzeczy, to Ci powiem.
- Trzymam Cię za słowo.
-
Pani doktor! – rozległo się wołanie po korytarzu jeszcze kilka metrów
od nich, ale to wystarczyło, aby ten głos dotarł do Alicji i Piotra
bardzo uważnie. Nie miała wątpliwości, co do tego, do kogo należy ten
głos i że wołanie skierowane jest właśnie do niej.
…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz